Data dodania: 18/06/2010

Tuż po transformacji systemowej ludzie budowali bardzo duże domy, rzędu 300/400 mkw. Wtedy uważano, że jak już się zaczyna budować, to trzeba to robić z rozmachem. To było pewnego rodzaju zachłyśnięcie się nową sytuacją. Te domy na ogół były bez sensu. Inwestorzy w ogóle nie zastanawiali się nad tym, czy taka powierzchnia jest im potrzebna, nie analizowali kosztów utrzymania etc. Od tamtego czasu wiele się pod tym względem zmieniło. Klient jest dużo bardziej świadomy – jeździ po świecie, obserwuje i w rezultacie wie, czego chce – mówi Jerzy Dziuba z warszawskiej pracowni architektonicznej PRO-IDEA Sp. z o.o.  

Magda Wójcicka (Kompas inwestycji): Kiedy powstała pracownia PRO-IDEA? 

Jerzy Dziuba (Pracownia Architektoniczna PRO-IDEA Sp. z o.o.): Pod nazwą PRO-IDEA firma działa od jakichś pięciu/sześciu lat, ale z moimi współpracownikami znamy się od bardzo dawna. Jeszcze na studiach robiłem projekty z Bożenną Kosińską. Później dołączył do nas nieco młodszy Piotr Pietuszko. Od trzech lat biuro ma status spółki z ograniczoną odpowiedzialnością.  

MW: Czy od początku zakładali Państwo rozwój w kierunku modernizacji i projektowania bardzo prestiżowych budynków mieszkalnych: rezydencji i willi? 

JD: W latach 80. byliśmy jedną z nielicznych pracowni, które prowadziły rodzaj prywatnej praktyki. To oczywiście wynik okoliczności politycznych. Zaczęliśmy projektować domy indywidualne, co również było raczej mało popularną działalnością. Większość architektów tworzyła projekty w dużych biurach państwowych, a tam domów jednorodzinnych nie projektowano. Podobnie jak ma to miejsce teraz funkcjonowały katalogi domów gotowych, które były naprawdę straszne – myślę, że dużo gorsze niż w tej chwili. W tamtych czasach niewielu było też ludzi na tyle majętnych, by na dom sobie pozwolić, a nawet jeśli mieli na to fundusze, to raczej niechętnie się tym chwalili. W miarę „normalne” obiekty należały więc do realizacji z wyższej półki. W tamtych czasach projektowaliśmy domy, które w tej chwili są chlebem powszednim, czyli dworki i domy z użytkowymi poddaszami. Wtedy to była rzadkość. Panowała bowiem estetyka budownictwa z lat 60. i 70. To była era tzw. „kostek”. 

MW: Pamiętam je doskonale. Zresztą ten fragment historii architektury w Polsce chyba jest dość mocno zasadzony w świadomości, bo te domy istnieją do dziś. Rozumiem, że rezydencje z prawdziwego zdarzenia pojawiły się w latach 90....

JD: Zaczęły się pojawiać w drugiej połowie lat 90., a tak naprawdę dopiero jakieś dziesięć lat tamu to się rozwinęło i rynek „znormalniał”. Tuż po transformacji systemowej ludzie budowali bardzo duże domy, rzędu 300/400 mkw. Wtedy uważano, że jak już się zaczyna budować, to trzeba to robić z rozmachem. To było pewnego rodzaju zachłyśnięcie się nową sytuacją, nowymi możliwościami. Te domy na ogół były bez sensu. Inwestorzy w ogóle nie zastanawiali się nad tym, czy taka powierzchnia jest im potrzebna, nie analizowali kosztów utrzymania etc. Od tamtego czasu wiele się pod tym względem zmieniło. Klient jest dużo bardziej świadomy – jeździ po świecie, obserwuje i w rezultacie wie, czego chce. Wykrystalizowała się klasa średnia i klasa ludzi bardzo zamożnych. Oni wiedzą, że za każdy metr kwadratowy domu będą musieli zapłacić. 

MW: Wspominał Pan, że ludzie jeżdżą po świecie i przywożą gotowe pomysły. Czy obserwuje Pan jakieś trendy w projektowaniu rezydencji (np. moda na tradycyjne dworki polskie, albo na styl prowansalski)? 

JD: Takie sytuacje, że zgłasza się do nas klient, który chce mieć dom w stylu południowo-hiszpańskim na przykład, zdarzają się bardzo rzadko. Najczęściej korzysta się z inspiracji egzotyczną stylistyką, ale to nie obejmuje całego projektu, tylko raczej konkretne elementy. Myślę, że tutaj dużo większą rolę odgrywa skrystalizowanie potrzeb, swojego miejsca w społeczeństwie i sprecyzowanie widzenia siebie. Epoka dworków, o których Pani wspomniała już minęła. Boom na tego typu realizacje przypadł na przełom lat 80. i 90. Wtedy, jak ktoś chciał być nowoczesny, to stawiał „tradycyjny” dworek [śmiech]. Teraz to zeszło pod strzechy. Wiele domów katalogowych ma jakieś elementy dworkowe. To są już jednak takie mętne reminiscencje – tralki, kolumienki i tym podobne elementy. Teraz inwestorzy są już na tyle świadomi, że nie żądają takich dziwnych połączeń. Wiedzą, że estetyka budynku musi współgrać z całością krajobrazu. Na zastosowanie elementów stylistyki np. prowansalskiej decydują się najczęściej podczas projektowania wnętrz. 

MW: A Państwo zajmują się też wnętrzami? 

JD: Nie w znaczeniu designu wnętrzarskiego. Myślimy o wnętrzach podczas projektowania budynku, projektujemy trójwymiarowo mając na uwadze urządzenie przestrzeni w środku, rozmawiamy z klientami o ich preferencjach estetycznych, ale pałeczkę oddajemy innym pracowniom. Taką strategię działania przyjęliśmy. Staramy się jednak, żeby wnętrze i zewnętrze domu były w jakimś stopniu spójne. 

MW: Czy często się zdarza, że silnie ze sobą kontrastują? Na przykład, że bardzo nowoczesne wnętrza są zamknięte w tradycyjnej bryle...

JD: Powiedziałbym raczej, że jest na odwrót: w nowoczesnym domu znajdujemy elementy fusion. Minimalizm nie jest tutaj popularny. W środku umieszcza się raczej jakieś rustykalne meble.  

MW: A czy podczas projektowania tych rezydencji współpracują Państwo z architektami krajobrazu? Dom powinien być przecież estetycznie spójny także z otoczeniem.

JD: Owszem, czasami współpracujemy. To jest ważne i inwestorzy są tego coraz bardziej świadomi. To powinno być działanie interaktywne. My namawiamy klientów, żeby myśleli też o otoczeniu. 

MW: Czy podczas projektowania takich domów na dużą skalę wykorzystuje się systemy inteligentne i rozwiązania energooszczędne? Normalnie są to rozwiązania drogie i raczej rzadko wykorzystywane...

JD: Szczególnie te duże domy, zamawiane przez bardziej majętnych klientów, są nasycane takimi nowoczesnymi rozwiązaniami, dobrym wyposażeniem – najogólniej mówiąc systemami inteligentnymi. Nasza pracownia nie do końca się tym zajmuje, bo to jest związane z wnętrzami. Jeśli chodzi natomiast o systemy energooszczędne czy ekologiczne to jesteśmy na bieżąco. Niezależnie od tego, czy to jest projekt z tzw. górnej półki, czy popularny, to staramy się zawsze, żeby rozwiązania architektoniczne były jednak wysokiej jakości. To nie jest tylko kwestia energooszczędności, ale po prostu – jakości wykonania domu. Dużą wagę przykładamy do znaczenia detalu – także budowlanego. Chodzi nam o to, żeby ten dom był trwały: żeby po kilku latach nie zaczęły odpadać tynki, czy przeciekać tarasy. Dlatego też nasze rysunki są bardzo szczegółowe. Detale budowlane opierają się z kolei na nowych materiałach i technikach – my to śledzimy. Mamy stały kontakt z wykonawcami i staramy się to wprowadzać, niezależnie od rodzaju architektury i jej stylu.

MW: Może porozmawiajmy chwilę o stylu właśnie...

JD: W tej chwili projektuje się wiele domów w stylu klasycznym i to się bierze prawdopodobnie z przekonania, że taki dom jest ponadczasowy. Nasi inwestorzy są raczej ostrożni – zresztą wydaje mi się, że zagranicą domów awangardowych też nie jest wcale tak wiele. Raczej są to rzadkie przypadki. Styl klasycystyczny daje klientowi bezpieczeństwo, przy czym od razu wspomnę, że to już nie są dworki tylko raczej pałacyki, wille z elementami klasycystycznymi, wziętymi właśnie z tego okresu. Jeśli chodzi o detale, opieramy się na przemyślanych wzorach m.in. Palladia. Zachowujemy proporcje, które dominowały, w czasie kiedy tworzył. Jedynym takim odstępstwem jest obecność dużych okien, których inwestorzy chcą ze względu na możliwość korzystania ze światła naturalnego i kontakt z otoczeniem. Projektujemy też w stylu nieco bardziej awangardowym, a jednocześnie coraz bardziej popularnym, a także w głównym nurcie współczesnych tendencji architektonicznych. Teraz w architekturze nie ma jednego stylu międzynarodowego, ale powiedzmy, że jest to utrzymane w stylistyce współczesnych tendencji zachodniej architektury. Z przyjemnością mogę powiedzieć, że coraz więcej jest klientów, którzy takie domy chcą. 

MW: Odważnych...

JD: Odważnych i świadomych. Często słyszę argumentację potencjalnego klienta, że taki bardzo nowoczesny budynek, za pewien czas może stracić na estetycznej aktualności. Natomiast estetyka pałacu jest w ich mniemaniu ponadczasowa. Taka mentalność [uśmiech]. Z drugiej strony troszkę racji w tym jest, bo ta współczesna architektura też się bardzo różnie starzeje. Niektóre rozwiązania się nie sprawdzają. Często propozycje sprzed 10/15 lat, które w tamtym czasie były en vogue wyglądają tak sobie. To wszystko jest dość złożone. 

MW: Państwo zajmują się też modernizacją starszych willi. Na czym polega specyfika takich realizacji? Czy to są zupełne ruiny? 

JD: Bywa różnie. Przerobiliśmy na przykład kilka ciasnych gomułkowsko-gierkowskich „kostek” z lat 60. na domy w różnych stylach. Doskonałym przykładem jest dom w Konstancinie przy ulicy Batorego, który przeprojektowaliśmy na stylu starokonstancińskim. Ta realizacja udała się tak wspaniale, że nawet „Murator” publikując artykuł o starym Konstancinie zamieścił zdjęcia naszej willi Krystyna – nieświadomy oczywiście, że ten budynek, ma zaledwie trzy/cztery lata [śmiech]. 

MW: Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o Willi Tesoro Ivory Residences w Gdyni, którą dwa lata temu uznano za najbardziej luksusową inwestycję roku. 

JD: To jest zespół willi, z których każda jest inna. Kompleks rzeczywiście można uznać za najbardziej luksusowy w Polsce. Ja nie znam drugiej realizacji tego typu przeprowadzonej z takim rozmachem. Na terenie około 40 ha ma docelowo powstać 49 prestiżowych rezydencji. Minimalna powierzchnia pojedynczej działki to około 5000 mkw. – największe dochodzą do hektara. Powierzchnia domów waha się między 600 a 900 mkw. Osiedle jest realizowane w bardzo wzorcowy sposób, dlatego że najpierw został uzbrojony teren, potem inwestor zbudował drogi, zrobił pośrodku park z jeziorem, na całości obszaru posiał trawę i dopiero potem zaczął budowę. 

MW: Rozumiem, że ta budowa teraz trwa...

JD: Tak, inwestycja jest realizowana etapowo. Pierwszy etap, czyli sześć willi jest już gotowy. Kolejnych 12 jest już zaprojektowanych i ma pozwolenie na budowę. Drugą połowę musimy jeszcze zaprojektować. Nasze prace nad tym kompleksem trwały około trzech lat. Skala tego zamierzenia jest ogromna – to jest unikat w Polsce. Zgodnie z życzeniem inwestora projektujemy ten kompleks w stylu klasycystycznym.  

MW: Jak wyglądała sytuacja w branży w ostatnim roku czy dwóch? To był jednak okres kryzysowy i dla sektora mieszkaniowego bardzo odczuwalny. 

JD: W tym czasie najbardziej ucierpiały projekty osiedli mieszkaniowych. Podczas boomu deweloperskiego wykonywaliśmy ich mnóstwo. W ostatnich dwóch latach wróciliśmy jednak do projektowania domów indywidualnych, tym bardziej, że liczba klientów, którzy chcieli zamawiać domy bardziej prestiżowe czy unikatowe trochę wzrosła. 

MW: To było spowodowane zapewne możliwością tańszej realizacji inwestycji. Koszty materiałów i wykonawstwa zmalały przecież w czasie kryzysu...

JD: To jest chyba nieco bardziej złożony problem. Spadek cen materiałów budowlanych i robocizny to jedno. Ale na przykład przed rokiem był taki okres, kiedy na giełdzie nie działo się dobrze i ludzie wycofywali środki, które w efekcie lądowały właśnie w nieruchomościach. Wydaje mi się, że rynek domów indywidualnych, a szczególnie inwestycji prestiżowych, nie odczuł tego kryzysu tak boleśnie. To był szczególnie niekorzystny czas dla inwestycji apartamentowych. W tej chwili widać, że wszystko się podnosi.  

Dziękuję za rozmowę. 

 

 

fot. Rezydencja Carmen - Ivory Residences w Gdyni 

 

fot. Osiedle Ivory Residences w Gdyni 

 

fot. Rezydencja w Konstancinie 

 

fot. Willa Krystyna w Konstancinie 

 

fot. Willa Magdalenka  

 

fot. Osiedle Villa Natura w Wilanowie