Data dodania: 07/07/2010

W moim przekonaniu terenów pod budownictwo mieszkaniowe w Poznaniu nie brakuje. Problemem są procedury na etapie przygotowania inwestycji, które przeciągają się latami. Paradoksem jest, że kolejne zmiany w obszarze prawa, wprowadzane pod hasłem usprawniania, coraz bardziej je komplikują. Na to nakłada się mentalność otoczenia. Prawie każda nowa inwestycja jest przez bliższe i dalsze otoczenie przyjmowana jako dopust boży, co oznacza, że wszystkie chwyty są dozwolone, aby do niej nie dopuścić – mówi Jacek Cenkiel, Prezes UWI Inwestycje S.A. 

Magda Wójcicka (Kompas inwestycji): Firma UWI Inwestycje istnieje od 1992 roku. Co od tego czasu zmieniło się na poznańskim rynku nieruchomości? 

Jacek Cenkiel (Prezes UWI Inwestycje S.A.): Po stronie zapotrzebowania na mieszkania – nic. Nadal mamy do czynienia z sytuacją, w której popyt teoretyczny na mieszkania jest nieograniczony, natomiast realny mocno przycinany możliwościami finansowymi nabywców, zderzającymi się z kosztami budowy mieszkań.

Po stronie wykonawczej różnice są ogromne. Zniknęło dominujące jeszcze przed osiemnastoma laty budownictwo spółdzielcze (bo to co niektóre spółdzielnie mieszkaniowe dziś oferują jest już czystym wytworem deweloperskim) i zwielokrotniła się liczba deweloperów działających w Poznaniu. Wtedy – pamiętam – było nas trzech: Ataner, Trust i UWI. Zmieniła się też struktura finansowania. W latach dziewięćdziesiątych dominowały transakcje gotówkowe, dzisiaj kredyt hipoteczny.

MW: A czy poznaniacy zmienili swoje preferencje co do powierzchni mieszkań, rozkładu czy funkcjonalności?

JC: Zdecydowanie nie. Poznań jest szczególnym rynkiem. Przede wszystkim jest to prawie w całości rynek wewnętrzny – nabywcami są osoby związane z Poznaniem, a więc też przejawiające poznańskie widzenie rzeczywistości. Mieszkanie musi być funkcjonalne, niedrogie w utrzymaniu, czyli jak najmniejszym kosztem zaspakajające potrzeby nabywcy.
Stąd dominują mieszkania dwu-, trzypokojowe z dającą się dobrze zagospodarować kuchnią i łazienką. Ekscesy w stylu apartamentowców są poznaniakom raczej obce i popyt na mieszkania z tzw. „górnej półki” jest dość ograniczony.

MW: Kilka lat temu jako pierwsi w Polsce zaproponowali Państwo mieszkania w tzw. willach miejskich. Czy tego typu realizacje cieszyły i cieszą się zainteresowaniem kupców?

JC: Rzeczywiście – byliśmy pierwsi, którzy zaproponowali takie rozwiązanie w Poznaniu. Wynikało ono z oceny walorów konkretnych lokalizacji. Niewielkie działki, w ciekawych punktach miasta i kameralnej zabudowie sąsiedztwa uznaliśmy za idealne miejsce dla równie niewielkich, około 10-mieszkaniowych, a często i mniejszych obiektów nawiązujących charakterem do otoczenia. Do tego dobra architektura i standard wykończenia. Takie obiekty zrealizowaliśmy np. przy ul. Urbanowskiej, Nad Wierzbakiem i Drodze Dębińskiej.

MW: Ostatnia tego typu inwestycją była Willa Warta. Czy wszystkie mieszkania zrealizowane w ramach tego projektu zostały już sprzedane?

JC: W tej chwili sprzedajemy już ostatnie mieszkania i to o dziwo bez spektakularnych akcji marketingowych. Po prostu te mieszkania są warte swojej ceny i klienci to potwierdzają. 

MW: Jesienią rozpoczęli Państwo realizację Osiedla Stefana Batorego. Na jakim etapie jest w tej chwili ta inwestycja?

JC: Pierwszy etap kończymy w tym roku, drugi w lipcu 2011. Wykonawcą jest współpracująca z nami doświadczona firma wykonawcza Pekabud-Morasko, a więc niespodzianek być nie może. Terminy będą dotrzymane, jakość gwarantowana.

MW: Obszar, na którym powstaje jest już właściwie wyeksploatowany przez deweloperów. Jak wygląda bank gruntów miasta – czy nadal jest atrakcyjny?

JC: W moim przekonaniu terenów pod budownictwo mieszkaniowe w Poznaniu nie brakuje. Problemem są procedury na etapie przygotowania inwestycji, które przeciągają się latami. Paradoksem jest, że kolejne zmiany w obszarze prawa, wprowadzane pod hasłem usprawniania, coraz bardziej je komplikują. Na to nakłada się mentalność otoczenia. Prawie każda nowa inwestycja jest przez bliższe i dalsze otoczenie przyjmowana jako dopust boży, co oznacza, że wszystkie chwyty są dozwolone, aby do niej nie dopuścić. Oczywiście nie bez winy są tu sami inwestorzy, ale osobiście pozostaję optymistą i uważam, że zasada złotego środka jest do osiągnięcia. Mają swoje prawa do określonych oczekiwań (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku) już mieszkający, ale należy też widzieć tych, którzy niekoniecznie chcą zamieszkać w „urokliwych” miejscach starej Wildy, Jeżyc, czy też na podmiejskich polach. Ostatnio wiele mówi się o wyludnieniu Poznania. Proszę spojrzeć na ofertę deweloperów i obiektywnie ocenić ją pod względem lokalizacji, a odpowiedzi nasuwają się same.

MW: Nie zamierzają Państwo realizować innego typu obiektów, na przykład usługowych czy handlowych?

JC: Mamy na swoim koncie jeden obiekt biurowy. Teraz przymierzamy się do podobnego na Chwaliszewie, w miejscu wcześniej planowanej inwestycji mieszkaniowej. Zmiana planów wynikła z prostego faktu: w sąsiedztwie powstało już tyle budynków mieszkalnych, że kolejny byłby po prostu nieporozumieniem ekonomicznym.

Dziękuję za rozmowę.