Data dodania: 20/01/2010

Problem polskiej urbanistyki leży w braku powszechnej świadomości architektonicznej. Żyjemy otoczeni bałaganem, nie wiedząc, że przestrzeń może i powinna wyglądać inaczej. Polskiej urbanistyce potrzeba pracy u podstaw. - mówi Maciej Kaufman, architekt, autor projektu rewitalizacji Ostatniego Długiego Ogrodu w Gdańsku. 

Magda Wójcicka (Kompas inwestycji): Przed dwoma laty skończył Pan studia na Wydziale Architektury w Gdańsku broniąc pracy na temat „Ostatniego Długiego Ogrodu” w Gdańsku. Ostatnio otrzymał Pan nawet za ten projekt Dyplom Roku Towarzystwa Urbanistów Polskich 2009. Proszę o nim trochę opowiedzieć.

Maciej Kaufman: „Długi ogród” wydał mi się interesującym tematem, ponieważ zafascynowała mnie jego dziwna i nietypowa przestrzeń ciągnąca się wzdłuż długiego na 100 i szerokiego na 6 metrów budynku, którego części zawaliły się, pozostawiając wysokie ślepe ściany. Dopiero podczas analizy materiałów historycznych dotarło do mnie, z czym naprawdę mam do czynienia: z ostatnim z XIV-wiecznych „długich ogrodów”, który przetrwał do naszych czasów. Te ogrody były niezwykle wąskimi parcelami, ciągnącymi się na kilkaset metrów. Z czasem przekształciły się w reprezentacyjną dzielnicę Gdańska z bogatymi kamienicami i pałacami. Została ona prawie zupełnie zniszczona w czasie ostatniej wojny. Mój „ogród” – stuletnie oficyny, długie i wąskie jak pociąg, wraz z działką, na której stoją – to jeden z ostatnich świadków tamtej epoki. Plan miejscowy zakłada ich wyburzenie, a działkę zamienia w marginalną drogę dojazdową. Mój projekt wprowadza ochronę tej pozornie bezwartościowej – ale autentycznej – tkanki oraz uzupełnienie wojennych luk w zabudowie nowymi mieszkaniami. To nietypowe i „niełatwe” miejsce mogłoby stać się domem dla ludzi otwartych, chcących mieszkać w centrum, nawet za cenę ładnych widoków z okna. W kontekście historii i przestrzeni tego terenu, a także planów i marketingu miasta, „Ostatni Długi Ogród” [czyli temat pracy architekta – przyp. red.] stał się polemiczną wypowiedzią – w postaci rzutów i wizualizacji – na temat naszego stosunku do dziedzictwa. 

MW: Jest Pan więc młodym architektem. Wiem, że od 1,5 roku pracuje Pan w Warszawie. Dlaczego nie został Pan w Trójmieście? Jak Pan ocenia możliwości i otwartość Gdańska na nową architekturę? 

MK: Gdańsk – wbrew temu jak chce być postrzegany – jest miastem dość konserwatywnym, przynajmniej na polu architektury. Choć sytuacja jest nieporównywalnie lepsza niż jeszcze kilka lat temu, to otwarcie na nowości następuje powoli. Dwadzieścia lat po zamknięciu „fabryk domów”, dla wielu osób nowoczesna architektura wciąż kojarzy się z „wielką płytą”. Sercem tożsamości Gdańska jest jego historyczne Śródmieście, dlatego myślę, że powodzenie lub porażka nowych inwestycji, które są tam obecnie prowadzone, zadecyduje o nastawieniu gdańszczan do nowej architektury. Jestem dobrej myśli, dlatego też chciałem zostać w Trójmieście. Po studiach dostałem niezwykle atrakcyjne propozycje pracy, jednak kryzys dotarł do nad morze chwilę wcześniej niż do Warszawy, gdzie ostatecznie znalazłem zajęcie. Bynajmniej nie cierpię z tego powodu. Warszawa to świetne miejsce do życia. Poza tym nierzadko mam okazję pracować tu przy trójmiejskich projektach. 

MW: Wiem, że jeszcze mieszkając w Trójmieście, podczas studiów projektował Pan zarówno obiekty architektoniczne, jak i wysuwał propozycje rozwiązań urbanistycznych. Na Pańskiej stronie internetowej jest wirtualne miasto zbudowane z projektów z ostatnich kilku lat. Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o Pańskiej wizji architektury...Czy mógłby Pan wskazać swoje architektoniczne i urbanistyczne inspiracje? 

MK: W moim portfolio widać przede wszystkim, że próbowałem różnych rzeczy, nie tylko z dziedzin architektury i urbanistyki, ale np. przestrzeni wirtualnej. W projekcie „Portal” wykreowany świat poznaje się oczami awatara, w interaktywnym oprogramowaniu 3D. Niezależnie od skali i realności projektów, zawsze staram się, żeby były oparte na jednym prostym pomyśle, który można przedstawić jako diagram czy szkic. Cenię architektów, którzy myślą w ten sposób (np. biura holenderskie czy młode pracownie duńskie). Jednak w tej chwili bardziej niż podpatrywanie pracy innych, inspiruje mnie to, co piszą. „Delirious New York” Koolhaasa jest nie tylko przewrotną opowieścią o architekturze metropolii, ale po prostu świetną, błyskotliwą książką. Szkoda, że pozycje należące do światowego kanonu są w Polsce niedostępne, nie wspominając o tłumaczeniach.

Do inspiracji zaliczyłbym ponadto możliwość pracy w zespole. Większość projektów na stronie maciejkaufman.com powstało we współpracy z kolegami, głównie Jędrzejem Kolesińskim. Wspólna praca powoduje, że dajemy z siebie o 100% więcej, bo nasze pomysły poddawane są natychmiastowej weryfikacji. Dlatego bardzo cenię warsztaty studenckie. Myślę, że ta intensywna i spontaniczna forma nauki dała mi tyle, co pięć lat studiów politechnicznych. I na koniec – kontekst: przestrzenny, historyczny, społeczny. Wyjątkowość Długich Ogrodów nadała kierunek całemu projektowi. Podobnie w projekcie „Nowych term” – wnętrze zrujnowanego magazynu stanowiło tak piękną przestrzeń, że postanowiliśmy całą kubaturę „wyrzucić” na zewnątrz, zachowując wypalone mury jako ogród. 

MW: Proszę opowiedzieć o projekcie Targu Siennego i Rakowego? Wiem, że ten obszar w Gdańsku już od kilku lat jest przedmiotem dyskusji...

MK: Pewne nadzieje na jej szybkie zakończenie dają ostatnie informacje prasowe. Targi Sienny i Rakowy to niezwykle atrakcyjny, ale i trudny inwestycyjnie rejon na przedpolu gdańskiego Głównego Miasta, w samym centrum. Miasto chce, aby na tym wolnym terenie, częściowo nad torami linii kolejowej Warszawa-Gdańsk, powstał wielkomiejski, wielofunkcyjny kwartał z mieszkaniami, usługami, handlem, hotelami, parkingami oraz nową stacją SKM (naszego naziemnego „metra”). Kilka lat temu projektem tym zainteresowała się międzynarodowa firma deweloperska, która przedstawiła ciekawą koncepcję znanej holenderskiej pracowni Mecanoo. Wtedy nic z tego nie wyszło, bo swoje interesy miało tu PKP, konserwator wojewódzki, zrzeszenie kupców, a nawet Kościół. Kilka lat zajęła miastu koordynacja wszystkich tych podmiotów i teraz trzymamy kciuki za wyniki konkursu inwestorskiego ogłoszonego w 2009 r. W międzyczasie Gdańsk ogłosił konkurs studencki na projekt tego terenu. W projekcie, który zrobiłem z Jędrzejem Kolesińskim i Filipem Jabłońskim, Targ Sienny i Rakowy stały się „przeciwwagą” dla skostniałej gdańskiej „starówki”. Miałyby pomieścić wszystko to, czego brakowało na Głównym Mieście: kulturalno-rozrywkowe centrum nad Kanałem Raduni, otoczone zwartą miejską zabudową mieszkaniową (głównie kawalerkami, mającymi za zadanie „odmłodzić” populację w centrum). 

MW: Czy któryś z Pańskich projektów ma szansę na realizację?

MK: Wciąż czekam na swoją pierwszą realizację. Moja praca wzbudza zainteresowanie, więc może nie będzie to długie oczekiwanie.

MW: Jeszcze w czasie studiów wyjechał Pan na stypendium do Lublany w Słowenii. Jak Pan wspomina ten czas (chodzi mi tutaj o możliwości rozwoju zawodowego, spojrzenie tamtejszych projektantów na architekturę etc.). Czego się Pan tam nauczył? 

MW: Mimo że Słowenia jest małym państwem, poziom kształcenia wydał mi się bliższy europejskim standardom. W moim przekonaniu wynika to z większej otwartości tamtejszego społeczeństwa, a zatem i profesorów, na to, co się dzieje w Europie. Pomijając tak podstawowe sprawy, jak znajomość języków obcych, Słoweńcy współpracują z uniwersytetami w regionie i całej UE. Dwumilionowa Słowenia wydaje się na architektonicznej mapie kontynentu bardziej widoczna niż 36-milionowa Polska. Tamtejsi architekci są na przykład zapraszani do prestiżowego Berlage Institute w Rotterdamie. Jeśli chodzi o same studia, to dostałem od profesorów dużo swobody. „Portal” i „Inhabit my virtual space!” - projekty z wykorzystaniem przestrzeni wirtualnej - powstały właśnie na Uniwersytecie w Lublanie. Inne jest tamtejsze podejście do urbanistyki - może dlatego, że Lublana jest miastem wspaniałych przestrzeni publicznych. 

MW: Chciałabym się dowiedzieć, który z Pańskich projektów uważa Pan za najbardziej interesujący, najbardziej udany albo najtrudniejszy? 

MK: Zawsze ten aktualny. Staram się nie tylko bazować na tym, co wiem, ale przy okazji stale uczyć się nowych rzeczy. 

MW: Co według Pana, prócz środków finansowych, jest najbardziej potrzebne polskiej urbanistyce? Jak wg Pana powinno obecnie wyglądać aranżowanie przestrzeni miejskiej? Do jakich wzorców powinniśmy sięgać i jak daleko posuwać się w zmianach w historycznym wyglądzie miast? Projekt z Pańskiej pracy dyplomowej jest właśni pewnym nawiązaniem do przeszłości...

MK: Historia miasta zawsze pozostaje punktem odniesienia. W swoim projekcie chciałem pokazać, że nawiązanie do historii niekoniecznie musi oznaczać mniej lub bardziej wierną rekonstrukcję przedwojennych fasad. Możliwe są inne drogi interpretowania historii – np. poprzez pojęcie autentyczności. Ale problem polskiej urbanistyki jest znacznie szerszy, a leży według mnie w braku powszechnej świadomości architektonicznej. Żyjemy otoczeni bałaganem, nie wiedząc, że przestrzeń może i powinna wyglądać inaczej. Nie mamy poczucia ładu przestrzennego, nie widzimy w nim wartości. Może wzorem Skandynawów powinniśmy wprowadzić elementy edukacji przestrzennej? Nie mam na myśli nauczania historii czy teorii architektury, ale raczej wyrobienie pozytywnych nawyków w korzystaniu z przestrzeni publicznej, np. poprzez projekt, budowę i utrzymanie szkolnego placu zabaw, czy osiedlowego skwerku... Polskiej urbanistyce potrzeba pracy u podstaw. 

MW: Czym się Pan zajmuje w Warszawie? Nad czym Pan obecnie pracuje? 

MK: Pracuję w pracowni Bulanda, Mucha Architekci, przy projektach konkursowych i wykonawczych. W tej chwili – nad kolejnym projektem w Trójmieście, co mnie bardzo cieszy.

Bardzo dziękuję za rozmowę. 

Więcej informacji o architekcie i jego projektach: http://maciejkaufman.com
fot.: Gaweł Tyrała